T. znajduje siebie ciągle młodym, po czym pośpiesznie traci tą pewność i znowu ją odzyskuje.

Oto kilka dni temu wydarzyła się sytuacja polegająca na wystąpieniu nagłego, przeszywającego bólu w żebrach po dźwignieciu roweru przez T. Sytuacja to niespotykana dotychczas spowodowała całkowity paraliż i dyskwalifikację zawodnika na pół dnia.
Chodzenie T. jak paralityk spowodowało,  że nieoczekiwana w tym czasie awaria roweru musiała być chcąc nie chcąc rozwiązana przez G., z czego ten wywiązał się wzorcowo.


Podobnie rzecz się ma z odczytywaniem map, odnajdowaniem się w terenie, logistyką hotelową -młody G. poczynił wielkie postępy!
Jeszcze rok temu G. był najsłabszym ogniwem karawany, obecnie jest zawsze na przedzie, łagodnym okiem patrzący na T., wlokącego się na końcu, często schodzącego z roweru, zwyczajnie nie dającego rady.
A więc starzenie?
Nie do końca. Dzisiaj przedostawaliśmy się na drugą stronę dość ruchliwej drogi, otoczonej wysokimi rowami, a wraz z nami para Anglików, którzy tak jak my źle odczytali mapy. Byli przy tym chwilowym surwiwalu tak nieporadni i tak pozbawieni kondycji,  że musieliśmy ich prawie ciągnąć za uszy.
                  (to miejsce już bez nich)

Nastroje wróciły, bóle pleców ustąpiły.
A po co o tym wszystkim pisać? Jeśli ten blog do czegoś ma służyć poza pokazywaniem zdjęć z wakacji, niech w nim będzie ślad, kiedy syn tak bardzo dorósł.

                                                    ..   ..

Komentarze