Pobudka 4.20. Wstajemy. Szybki poranny prysznic i gotowi na przygodę. Taxi już czeka. Pełna profeska. Pakujemy baardzo duże bagaże i na samolot do Genewy pędzimy:). Z kabiny samolotu widzimy Alpy. Zapowiada się piękny dzień i taki jest! Lotnisko w Genewie przyjazne rowerzystom. Widać, że przyjeżdża ich tu wielu. Rodzinka szybko składa rowery. Brawa dla G!. Zjada pierwszy harcerski posiłek i jedziemy do hotelu. Tam chwilę odpoczywamy i ruszamy do Centrum. Przed nami największe jezioro w Alpach. Do jeziora wpada wiele rzek, w tym Rodan, ktory już nieźle znamy po ubiegłorocznej wyprawie do Francji. Duże wrażenie robi na nas fontanna, ktorej strumień strzela 140 m w górę. Pogodę mamy sloneczną. Krople tryskajace z fontanny nas chłodzą. Próbujemy odnaleźć się w mieście gastronomicznie, ale nie mamy zbyt dużych sukcesów. Jedna wegańska knajpka zaliczona. Można polecić - Alive vegan caffe. Nadchodzi wieczór. Chwila zabawy i dzieciaki śpią. My piszemy:))
Chłopaki uważają że:
Rowery spakowane w pudła to najlepsze rozwiązanie z możliwych. Rowery w ogóle się nie uszkodziły.
W Genewie jest gorąco.
W Genewie jest dosyć głośno.
Woda w jeziorze Genewskim jest super czysta.
Fontanna powinna dmuchać wodę bardziej na południowy wschód, czyli na nas jak tam stoimy.
A w hotelu są niezłe całkiem piłkarzyki. Niebiescy przegrali.











Komentarze
Prześlij komentarz