Jakiegoż to gościa mieliśmy!

 













Wyrwarła wszystkie możliwe i niemożliwe chwasty, gałęzie i korzenie, 
zjadła wszystkie śliwki w sadzie, 
wyplewiła niewyplewialne. Trudno za nią nadążyć. 
Uparta.

Ale i podsypiająca na kanapie po obiedzie, świadomie lub nieświadomie dając nam chwilę na przerwę w podziwie dla niej.

Zostawiła nam na przechowanie swój strój roboczy, a więc żaden to już gość ale domownik.






Komentarze